
FRAGMENT 2:
– Proszę o chwilę spokoju – podniósł głos, żeby przebić się przez nasze śmiechy. – Dziękuję. Moi drodzy, zebraliśmy się tutaj, bo muszę powiedzieć wam coś ważnego.
– Myślałam, że zebraliśmy się tutaj, żeby wypić wino – zdziwiłam się. Od lat tradycją naszej ekipy było, że co drugą niedzielę spotykaliśmy się u niego, żeby przygotować się psychicznie na trudy nadchodzącego tygodnia rytuałem kulturalnego ciaprania.
– To też, ale dzisiaj wyjątkowo mamy za co pić – odparł tajemniczo Andżej. – Otóż chcę was poinformować, że się żenię.
– Ty się co?! – wrzasnął Mirek. – Z kim ty się?!
– Żenię się, uspokój się – przewrócił oczami Andżej. – I nie znasz jej, bo ja sam poznałem ją tydzień temu.
– To wiele tłumaczy – odparł Mirek z ulgą. Mieszkali razem od pierwszego roku studiów, czyli już dokładnie dziesięć lat, więc raczej był na bieżąco z dotychczasowymi miłosnymi podbojami współlokatora.
– Kolejne love story naszej parówy… Daję wam miesiąc – wtrącił Czesiek, wyciągając z torby sziszę.
– To jesteś w błędzie, grubasie, bo tak się składa, że tym razem to jest coś zupełnie innego – rozpromienił się Andżej. – Panowie i pani, uroczyście oświadczam, że poznałem kobietę idealną!
Halinka
Znałam Andżeja od sześciu lat, ale nigdy nie widziałam go w związku, który trwałby dłużej niż termin przydatności do spożycia przeciętnego mleka UHT w kartonie. Od czasu odtrącenia przez mityczną Andżelę na drugim roku studiów, Andżej bezustannie szukał wybranki, dla której warto by było porzucić kawalerskie nawyki, co w praktyce oznaczało cykliczne zauroczenia, po których przychodziły nagłe rozstania. Zawsze okazywało się, że niewiasta, która na początku wydawała się uosobieniem słodyczy, dobroci i skrzyżowaniem jelonka Bambi z wyuzdaną wersją syrenki Ariel, tak naprawdę była niezrównoważoną kleptomanką z nieuregulowanymi relacjami z ojcem, kłopotami z wiernością i tendencją do ataków furii. Choć Andżej był jednak kochliwy, nigdy wcześniej nie zdarzyło się, żeby uznał, że poznał ideał godzien spaceru ku ołtarzowi i/lub kredytowi na trzydzieści lat.
– No, dobra, opowiedz nam, na czym polega jej fenomen – powiedziałam więc. – Jako kobieta, muszę wiedzieć, co słychać u konkurencji.
– Ty nie masz konkurencji, zawsze będziesz moim ulubionym ziomem z cyckami – odparł czarująco, polewając mi wino. – Ale Halinka… Ech… Powiedziałbym wam, ale mi nie uwierzycie… – rozmarzył się.
– Mów, mów – uciął szorstko Mirek, wyraźnie zirytowany, że dotychczas o niczym nie wiedział.
– To jest jedna z trzech najpiękniejszych kobiet, jakie w życiu widziałem, przy czym jedną z nich była Lara Croft w wersji z 2011 roku – zaczął entuzjastycznie. – Dwa lata ode mnie młodsza. Po studiach pracuje w jakiejś firmie, która produkuje coś z prądem i czipami… Nie pamiętam. Ale jest tam księgową. Ma swoje auto, mieszka sama… kumacie, ogólnie jest pozbierana życiowo.
– Nie to, co Mariolka – burknął Czesiek, a my zachichotaliśmy na wspomnienie poprzedniej dziewczyny Andżeja: aspirującej dwudziestosześcioletniej jakby fotomodelki bez matury, ale za to ze zoperowanym ciałem i tatuażem na lędźwiach, przedstawiającym delfina na tle zachodzącego słońca.
– Morda, grubasie – uciszył go Andżej. Bezpowrotnie straciwszy osiem tysięcy złotych, które pożyczył jej na kurs kosmetyczki, po czym ona zainwestowała je w korektę nosa, dziś wolał udawać, że tego rozdziału w jego życiu nie było. – Halinka trenuje kick boksing, a kiedyś była mistrzynią Polski juniorów w tenisie ziemnym – kontynuował, rozsiadając się w fotelu. – Blondynka, niebieskie oczy. I ma owczarka niemieckiego, którego nazwała Vader! Kumacie to? Vader! Bo ona kocha „Gwiezdne wojny”! – rozpromienił się.
– O kurde – mruknęłam z uznaniem.
– Świetne poczucie humoru, wyluzowana, bez nałogów i nie lubi Eneja, a wiecie, że to dla mnie ważne – podkreślił. Wiedzieliśmy.
– I taki anioł w wieku dwudziestu siedmiu lat nikogo nie ma? – skrzywił się sceptyczny Mirek.
– No, właśnie tu jest problem...